czwartek, 28 lipca 2016

Czy widziałeś kiedyś anioła?

Postanowiłam na moim blogu zacząć wystawiać moje autorskie teksty. Ten jest dość stary, znalazłam go przypadkiem ale mimo wszystko bardzo mi się podoba, mam nadzieje, że wam też.


-Czy widziałeś kiedyś Anioła?- zapytał chłopczyk zerkając na mnie spod kapelusza.
-Co mówiłeś?
-Czy widziałeś kiedyś Anioła?- Roześmiałem się ale mu najwyraźniej nie było do śmiechu.
-Dlaczego się śmiejesz? Anioł to poważna sprawa. Taki to ma życie…- Usiadł koło mnie i odchylił głowę  do tyłu tak, że słońce ogrzewało mu całą twarz- Moja mamusia zawsze mi powtarzała, że Anioły to dobre stworzenia i trzeba ja szanować.
-A kim jest twoja mama?- Nie ukrywałem zdziwienia, że taki mały chłopiec przechadza się tutaj sam i wypytuje mnie o jakieś anioły jakby to była najpoważniejsza rzecz na świecie.
-Moja mama? Ona jest kobietą.
-To wiem, ale czym się zajmuję? Jak ma na imię?- Pierwsze co mi przyszło do głowy to pomysł, że chłopak się po prostu zgubił i trzeba go odprowadzić do domu lub odnaleźć jego matkę tutaj, w parku.
-A czy to ważne? Kobieta to kobieta, mężczyzna to mężczyzna- Popatrzył na mnie z powagą.
-No  tak- dodałem ze śmiechem- ale każdy ma swój zawód, swoje wykształcenie, to też dużo mówi o człowieku- mówiąc to zanosiłem się z dumą, że udało mi się tak mądrze odpowiedzieć.
-Mówi tyle, co kolor oczu- Staną na ławce po czym zeskoczył na dół lądując dokładnie naprzeciwko mnie.
-A ty, jak masz na imię?- Zapytałem. Chłopiec nachylił się lekko i spojrzał mi prosto w oczy.
-Już Ci mówiłem-szepną- to nie ważne- po tych słowach szybko się wyprostował i odwrócił się do mnie tyłem by kopnąć byle jaki kamień- ale jeśli musisz już wiedzieć to mam na imię Ibrahim.
-Ibrahim? To dość dziwne imię jak na XXI wiek!- Dziwny chłopiec, mówiący o dziwnych rzeczach z dziwnym imieniem sam w parku. Naprawdę była to dla mnie tajemnicza sprawa- Co robisz tutaj sam?
-Spaceruje- ponownie opadł na ławkę- Ma pan bardzo ciekawe uszy- Oplótł mnie ramieniem- słyszałem, że podobno pismo człowieka mówi o nim samym więcej niż widzą oczy. Śmieszne, prawda? Ciekawe czy uszy też coś pokazują… - jego dłoń spoczywająca na moim ramieniu nagle znikła i dziwnie szybko pojawiła się u niego na kolanie, a on sam siedział już nie bokiem, ale przodem do mnie- A wie pan co? Mój tatuś, który jest mężczyzną, tak jakby pan chciał wiedzieć, kiedyś czytał mi taką książkę, o takim chłopcu, który miał Różę, taką piękną! Mówili na niego Mały Książę! Bardzo mi się ta książka podobała. A wie pan co mnie zdenerwowało?- Pokręciłem głową żeby mu nie przerywać- To, że czytał tą książkę jeszcze mojej starszej siostrze, a ona jest strasznie dziecinna. Ja to od razu wiedziałem o co chodzi! Znalazłem to… no jak to się mówi… drugie denko? Czy drugie dno.. coś takiego, a ona to nic, że ten Mały to tylko podróżował i tyle zrozumiała. Takim dzieciom nie powinno się czytać książek, prawda?- chciałem mu odpowiedzieć ale on zaczął mówić dalej- Zacząłem mówić o tej książce, bo tam był taki lis i on to był bardzo mądrym lisem. Najbardziej z całej książki lubiłem właśnie tego lisa i on mówił takie mądre rzeczy! – Ibrahim aż skakał z zachwytu!- Był tam taki cytat co mówił żeby to serduszkiem się na wszystkich patrzyć, bo oczy są czasami ślepe. Wie pan jaki ten lis musiał być mądry? Ja bym chciał takiego lisa w domu ale mama mówi, że nie mogę mieć zwierząt, bo ona ma to takie uczulenie. Nawet jak płaczę to nie chce się zgodzić, a ja tak bardzo chce!
-Nie zawsze dostajemy to co byśmy chcieli mieć- Udało mi się mu przerwać.
-A pan dostał?- Przypatrzyłem się dokładnie jego oczom. Były duże i zielone. Idealnie pasowały do jego rudych włosów i bladej cery, na której pojawiały się nieliczne piegi.
-Nie- pomyślałem o moich marzeniach, które zaprzepaściłem, a po policzkach poleciały mi łzy.
-Niech pan się nie martwi. Znajdzie pan sobie nowe!
-Nowe co?- Z początku nie wiedziałem o co mu chodzi.
-Nowe marzenia! Każdy musi mieć marzenia, bo to marzenia są sensem naszego życia. Jakbyśmy nie mieli marzeń nie mielibyśmy dokąd dążyć- Nie do końca wiedziałem o co mu chodziło- Pan mnie nie rozumie! Oh… będę panu tłumaczył jak mojej siostrze, chociaż ona tego i tak nie zrozumiała ale pan nie jest już dzieckiem jak ona, pan zrozumie- Uśmiechnąłem się i skinąłem. Ta sytuacja zaczęła mnie coraz bardziej przerażać- Niech pan wyobrazi sobie morze, statek i horyzont. Widzi pan? No więc pan jest na tym morzu, ale niech pan się nie martwi, nie w wodzie! Po to był nam ten statek.  Kontynuując, tam na horyzoncie jest punkt. To jest pana cel, ten punkt, to marzenie. Całe życie dąży pan do tego punktu, każda decyzja ma na celu dotarcie w to miejsce. Jeśli po latach się to uda powinien pokazać się nowy, inny, a jeśli się nie pokaże? Zostaniemy na pełnym morzu, sami. Nic już nie będzie miało sensu, bo to one nadają życiu sens, marzenia.
-Masz rację- to co powiedział tak mnie zaszokowało, że nie wiedziałem co odpowiedzieć. Jedyne co mi przyszło do głowy to „masz rację”. Skąd takie małe dziecko bierze takie myśli?
-Nie odpowiedział mi pan jeszcze na pytanie- powiedział lekko szturchając mnie w ramię.
-Na jakie?
-Czy widział pan Anioła?- Usiadł w wygodnej pozycji, tak jakby szykował się do wysłuchania jakiejś ciekawej i długiej opowieści.
-Nie- Powiedziałem ściągając mu kapelusz i głaszcząc go po głowie.
-Oh… jaka szkoda. Bo mi mama mówiła, że każdy ma Anioła ale tylko nie liczni je widzą- chłopiec stał się nagle smutny.
-A ty widzisz?- założyłem mu kapelusz.


-Widzę- popatrzył się na mnie- Pana Anioła też widzę. O tutaj stoi, za panem-  wskazał na pustą przestrzeń za mną po czym nachylił się i szepną mi do ucha- On się o pana martwi. Powiedział mi to. Niech pan lepiej już wraca do domu, tam jest wygodniej niż na ławce z cudzym Aniołem- Wstał i odszedł, a ja jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut siedziałem bez ruchu, próbując zrozumieć co właśnie się stało.

środa, 27 lipca 2016

Jestem głęboko wierzącym ateistą

TYM POSTEM NIE MAM ZAMIARU NIKOGO URAZIĆ! WYRAŻAM TYLKO SWOJĄ OPINIĘ I NIE KAŻDY MUSI SIĘ Z NIĄ ZGADZAĆ!


Pochodzę z bardzo BARDZO wierzącej rodziny. Moja mama i dziadkowie z jej strony co tydzień chodzą do kościoła, przestrzegają postów i głęboko wierzą w zbawienie. Jeśli chodzi o rodzinę ze strony mojego ojca nie jest to aż tak bardzo ważna sprawa ale owszem, większość jest wierząca i co tydzień odwiedza kościół.
Jako dziecko głęboko wierzyłam w to, że gdzieś tam nad nami jest KTOŚ, kto nad nami czuwa. W ostatnich klasach podstawówki stałam się agnostyczką, aż poszłam do gimnazjum. Teraz otwarcie mówię: NIE WIERZE W BOGA, NIE CHODZĘ DO KOŚCIOŁA, NIE IDE DO BIERZMOWANIA, NIE CHODZĘ NA RELIGIĘ- JESTEM ATEISTKĄ!
Postanowiłam napisać ten post iż ktoś kiedyś napisał mi w skrócie, że "przez to że jesteś ateistką, strasznie się stoczyłaś", NIC BARDZIEJ MYLNEGO!
"Nawet jeśli bóg nie istnieje, warto żyć tak jakby istniał"
Powiedział mi to mój ojciec gdy mu się przyznałam do tego, że jestem ateistką i w pełni się z tym zgadzam!
Moim zdanie to czy ktoś jest ateistą, chrześcijaninem, poganinem, buddystą czy nie wiadomo kim, oni trochę nie wpływa na to JAK SIĘ ZACHOWUJEMY.

Moim zdaniem w chrześcijaństwie nie chodzi o wiarę w dziewicę, która urodziła syna, który zmieniał wodę w wino, leczył słowami i chodził po wodzie! NIE! Tu chodzi o zasady moralne, które są zawarte w biblii! Ludzie wierzą w tego boga, a tak na prawdęMAŁO KTO stosuje się do zasad, które niby on głosił.
Jeśli biblia ma być dowodem na istnienie boga, to "Władca Pierścieni" jest dowodem na istnienie elfów.

Ktoś niedawno powiedział mi, że w każdej religii podoba mu się jedna rzecz, że ich "bóg" zakazuje robienia rzeczy, które mają na celu krzywdzić innych. Jest to piękne i w 100% się z nim zgadzam.

JESTEM ATEISTKĄ ALE TOLERUJE INNE RELIGIĘ, NIE MAM ZAMIARU NIKOMU UDOWADNIAĆ, ŻE BÓG NIE ISTNIEJE, WYPOWIADAM TYLKO SWOJE ZDANIE, BO MAM DO TEGO PRAWO.

A TO ŻE JESTEM ATEISTKĄ WCALE NIE ZNACZY, ŻE JESTEM JAKIMŚ INNYM, ZŁYM, GORSZYM CZŁOWIEKIEM. JESTEM TAKA SAMA JAK WY TYLKO PO PROSTU WIERZE W COŚ INNEGO, WIERZE W NAUKĘ.

niedziela, 19 czerwca 2016

Ej zobacz!

Otwieram oczy i nic nie widzę....
Biały sufit, fioletowe ściany,rozwalone łóżko, parę zdjęć na zdrapanej szafie. Pies leży na moich nogach, nic nowego. Zapach śniadania, które jem codziennie i ten okropny deszcz za oknem.
Taki widok witał mnie codziennie rano, przez wiele lat. Nie zwracałam uwagi na szczegóły, piękno omijałam szerokim łukiem, nic dla mnie nie znaczyło, dlaczego?
Ostatnio obiecałam sobie, że nauczę się czegoś bardzo trudnego, sztuki, którą mało kto opanował. Nauczę się patrzeć.
Jak? Przecież prawie każdy ma oczy i prawie każdy z nich korzysta. Widzimy ludzi mijających nas na ulicy, widzimy jaka jest pogoda, widzimy siebie codziennie w lustrze, ale czy zwracamy na to uwagę?
Sztuka patrzenia jest bardzo trudna do opanowania. Trzeba zacząć od tego, by zwracać uwagę na wszystko. Nawet na tą małą mrówkę, która spacerującą sobie po krawężniku, czy nie jest piękna? Albo na tego gołębia który usiadł na dachu, na moment w którym rozkłada skrzydła i odlatuje nie wiadomo gdzie. Mamy oczy po to żeby patrzeć, na tego człowieka, który usiadł obok nas w autobusie, który ma swoją historię, swoje problemy, swoje piękno. Na błękitne niebo, o którym prawie nic nie wiemy, na słońce, które pozwala nam żyć, na rosę, na kwiaty, na kolory, które ignorujemy. Czy teraz to nie jest piękne?
Więc zacznijmy od nowa.
Otwieram oczy i wszystko widzę...
Widzę biały sufit i spacerującego po nim pająka, który odnalazł spokój pod moim parapetem. Widzę ściany w kolorze kwitnącego bzu. Moje rozwalone ale jakże wygodne łóżko i zdrapaną szafę, na której zawisł moje wspomnienia. Pies ogrzewa mi stopy i śni, tak jak ludzie nie potrafią. Czuję zapach śniadania, które zostało przygotowane specjalnie dla mnie, a na oknie widzę krople deszczu, który wpadł, by opowiedzieć co się dzieje nad obłokami.
Nauczmy się patrzeć. Dostrzegać piękno we wszystkim, w przyrodzie, w błękicie nieba, w tych dłoniach, które chcą Cie dotknąć, w zapachu domu, w sobie.

poniedziałek, 23 maja 2016

A w piątkowe wieczory najbardziej lubię...

Idzie lato. 
Dzisiaj, wracając ze szkoły dosłownie czołgałam się do domu z gorąca. Jeszcze miesiąc i zaczną się wakacje, więc, co za tym idzie, idea piątków straci jakiekolwiek znaczenie na dwa miesiące, lecz na razie piątek kojarzy nam się z długo oczekiwanym wypoczynkiem, jakimiś imprezami, czy czymś w tym stylu i na pewno nie jest on związany z nauką czy jakąkolwiek pracą. 
Co dla mnie oznacza piątek? 
Ciężką prace przez trzy godziny. Zaczęło się to trzy lata temu. Idąc na spacer zauważyłam plakat: "grupa teatralna przy Sanockim Domu Kultury zaczyna swoją pracę. Chętnych zapraszamy w piątek o godzinie 17". Akurat dopiero co zrezygnowałam ze szkoły muzycznej i całkowicie porzuciłam grę na skrzypcach, więc nie miałam trochę co z sobą zrobić. Pomyślałam "czemu nie?" i poszłam.
Spóźniłam się na pierwsze zajęcia ponad godzinę, ale mimo to wszyscy byli strasznie mili. Pani Jola, która wszystko prowadziła wydała mi się bardzo sympatyczna (mimo, że na pewno byliśmy trochę za głośno to nie rzuciła w nikogo butem czy inną częścią swojej garderoby).
I tak się wszystko zaczęło. Minął rok, drugi. teraz trzeci, a grupa "De Konstrukcje" stała się częścią mnie. Wrosła we mnie, zamieszała mi w głowie, stała się moim narkotykiem. Zakochałam się w teatrze, zakochałam się w tych ludziach i w moim talencie, który odkryłam.
Tak zaczęła się moja przygoda z moją pasją, którą chciałabym zarazić innych.
Co robimy?
Zaczynamy prace w październiku i aż do czerwca pracujemy nad spektaklem. Zawsze na początku roku ogłaszamy nabór i czasami parę osób do nas dołącza.
Tniemy teksty innych autorów i sklejamy w naszą własną całość. Do tego dodajemy teatr plastyczny i teatr cieni. Z tej mieszaniny wychodzi nam bardzo filozoficzny teatr absurdu.
Pod koniec roku wystawiamy spektakl na dużej scenie w Sanockim Domu Kultury ale po drodze zahaczamy o Lesko gdzie co roku otwieramy przegląd teatrów młodzieżowych "Kurtyna Wyobraźni".
Wszyscy się bardzo kochamy, jesteśmy jak rodzina i podziwiamy naszą kochaną Panią Jole za to, że potrafi z nami wytrzymać (szczególnie, że przed naszą próbą zajęcia ma młodsza grupa, która na prawdę potrafi dać w kość).
Za co ja kocham teatr i aktorstwo?
Wychodząc na scenę pozbywasz się własnego ja. Nie możesz mówić jak ty, ruszać się jak ty, myśleć jak ty. Stajesz się zupełnie inną osobą, tą którą masz w danym momencie zagrać, chyba dlatego tak to uwielbiam. Czasami mam dość siebie i chociaż chwilowa zamiana w inną osobę powoduje, że lepiej się czuje.
Co mogę jeszcze o tym powiedzieć?
To największa przygoda w moim życiu, coś co kocham, co trwa już tak długo i mam nadzieje, że nigdy nie przestanie. Coś z czym wiąże moją przyszłość, do czego dążę. Nidy nie zapomnę jak w tamtym roku wychodząc na scenę, pod koniec spektaklu, kłaniając się, słysząc te brawa, ogarnęła mnie taka duma, taka radość, że pozwoliłam sobie uronić parę łez. To właśnie takie chwile są najpiękniejsze, kiedy robisz coś co kochasz, kiedy ludzie to doceniają, a najważniejsze, kiedy ty sam to doceniasz.

niedziela, 22 maja 2016

Jestem krótko małym, wystraszonym oddechem

Kiedy poznaje się ludzi wypada się przedstawić, a więc to właśnie robie.
Cześć, jestem Suro. Myśle, że mój wiek nie ma znaczenia, tak samo jak wzrost czy kolor oczu ale postaram się wam przedstawić tak, by zrobić jak najlepsze wrażenie.
Mieszkam w małym mieście prawie w bieszczadach. Jestem zakochana w tym miejscu, kocham góry i wszystko co z nimi związane. Pisze wiersze, gram w teatrze i potrafię coś tam zafałszować na skrzypcach. 
Dlaczego założyłam bloga?
Jestem osobą, która potrzebuje bardzo dużo uwagi i lubi się po prostu wygadać, do tego o wiele łatwiej jest mi się porozumiewać z innymi poprzez pisanie, a nie rozmowę. Chce móc wreszcie mieć swoje miejsce, gdzie będę mogła napisać wszystko i każdy będzie mógł to przeczytać. Nie mogę też pominąć faktu, że mam swój własny, inny sposób patrzenia na świat i chciałabym nim też się podzielić z ludźmi,
Co mogę jeszcze o sobie powiedzieć? 
Kocham spódnice, te długie i krótkie, wdrapywać się na drzewa, pić zieloną herbatę i tańczyć jak nikt nie patrzy. 
Mimo, że jestem bardzo otwarta na ludzi wstydzę się wychodzić sama z domu. 
Wracając ze szkoły idę zawsze naokoło, by nikogo nie spotkać. 
Żyje w innym świecie, potrafię patrzeć co w dzisiejszych czasach jest sztuką. 
Nie potrafię być sama, zawsze się tego bałam, tak jak ciemności i najpiękniejszych owadów na świecie- ciem. 
Jestem też chyba trochę narcystyczna, uwielbiam mówić o sobie. Ludzie, który dopiero co mnie poznali już znają cały mój życiorys.
 Nie potrafię malować paznokci i mam manie na punkcie moich brwi, chociaż nigdy nie potrafiłam ich ładnie podkreślić. 
Zawsze jak idę na zakupy mówię sobie "dzisiaj nie kupisz nic czarnego, nic ciemnego, same jasne ubrania" ale kiedy wychodzę ze sklepu zawsze ponad połowa ubrań jest czarna. To dziwne, bo wiem, że o wiele mi ładniej w jasnych kolorach, a i tak zazwyczaj wybieram te ciemne. 
Nie znam się na modzie, na makijażu i nigdy nie byłam u kosmetyczki, więc raczej nie znajdziecie tu porad "jak ubrać się na lato" czy coś w tym stylu.

Mam nadzieję, że nie wystraszył was mój krótki opis i jeszcze nie raz zaglądniecie na mój koniec świata.